Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Czy dzieci antyszczepionkowców będą musiały korzystać tylko z prywatnych żłobków i przedszkoli? W Senacie zakończono prace nad zmianą prawa

Dorota Abramowicz
Dorota Abramowicz
W Senacie zakończono prace nad zmianą prawa, które ma ograniczać dostęp dzieci bez obowiązkowych szczepień do publicznych żłobków i przedszkoli. Senacki projekt, tworzony ponad podziałami politycznymi, poparli eksperci oraz przedstawiciele Ministerstwa Zdrowia, a podczas głosowania 96 senatorów (jedna osoba się wstrzymała) zadecydowało, by nowelizacją zajął się Sejm. - To dobry trend, który widać już na całym świecie - mówi dr Sławomira Niedźwiecka, specjalista chorób zakaźnych, kierownik oddziału obserwacyjno-zakaźnego dla dzieci w Pomorskim Centrum Chorób Zakaźnych i Gruźlicy.- Alternatywą dla rodziców, którzy odmawiają szczepień dzieci powinny być prywatne żłobki, przedszkola i szkoły. Osoby, nie uznające faktów, udowodnionych przez badania naukowe i stwarzające zagrożenie dla pozostałych obywateli, powininny ponosić koszty finansowe, edukując potomstwo w prywatnych placówkach.

Senat zaproponował nowelizację ustawy o opiece nad dziećmi i prawa oświatowego, wprowadzające obowiązek posiadania przez dzieci przyjmowane do publicznych żłobków i przedszkoli zaświadczenia o obowiązkowych szczepieniach. Według autorów projektu poziom tzw. „wyszczepialności społeczeństwa” wynosi już około 90 proc., a jego spadek do 85 proc. stwarza realne zagrożenie epidemią. Czy propozycja Senatu to krok w dobrym kierunku?
Mogę powiedzieć krótko - nareszcie! Problem braku szczepień u dzieci niebezpiecznie narasta. Do naszego oddziału często trafiają dzieci, które nie były szczepione - chore na choroby, których można było uniknąć. I jest ich z roku na rok coraz więcej. Podobne wnioski wyciągają lekarze podstawowej opieki zdrowotnej, z placówek, gdzie przeprowadzane są szczepienia. Występuję też coraz częściej jako biegły w sprawach, które toczą się z powodu niezaszczepienia dziecka.
 
Na co głównie chorują dzieci nieszczepione?
Na przykład podczas ostatniego wysypu odry przed dwoma laty okazało się, że większość pacjentów naszego oddziału nie była zaszczepiona na tę chorobę. Albo były to maluchy przed 13 miesiącem życia, którym nie mogła być jeszcze podana szczepionka, albo dzieci starsze, które - z jednym wyjątkiem - były nieszczepione z powodu wyboru rodzica.

Jak reagowali rodzice, których dzieci trafiły do szpitala?
Niektórzy się kajali, obiecując poprawę. Mamy jednak dobre kontakty w środowisku pediatrów i wiemy, że ta poprawa była krótkotrwała. Uzupełniono jedno szczepienie i dziecko znów zniknęło z horyzontu.

Kiedy jest strach, choroba, zmartwienie, składamy różnego rodzaju deklaracje. Kiedy sytuacja się poprawia - następuje powrót do dawnych poglądów.

 
Czym jeszcze grozi niezaszczepienie dziecka?
Jest to groźne głównie dla innych dzieci, które nie mogą być chronione szczepionką z powodu defektów zdrowotnych. Przeważnie chodzi tu o dzieci leczone z powodu choroby nowotworowej oraz mające wrodzone lub nabyte niedobory odporności.
 
Te dzieci w ogóle nie mogą się szczepić?
Trend jest taki, by pacjentów z chorobami przewlekłymi jednak szczepić, gdy choroba jest w remisji. Pacjenci przyjmujący leki immunosupresyjne też odpowiedzą na szczepienie. Nie jest to szczepienie optymalne, dające pełną ochronę, ze względu na niewydolność układu odpornościowego, ale jeśli zachorują, przebieg choroby będzie łagodny, bez powikłań.  

Kto jeszcze jest narażony?

Ponadto jest liczna grupa dzieci, tak jak te maluchy chorujące na odrę, które nie dostały jeszcze szczepionki, bo na ich szczepienie nie przyszedł jeszcze czas. Mamy kalendarz szczepień, dedykowanych dla dzieci w odpowiedniej grupie wiekowej. Młodsze pozostają w grupie ryzyka. Kolejnymi osobami, które mogą ponieść konsekwencje niezaszczepienia dziecka są kobiety w ciąży. Jeśli nie były szczepione wcześniej np. na różyczkę czy ospę wietrzną - a mamy w tej chwili roczniki w wieku koncepcyjnym, które nie dostały szczepionki z różnych powodów - są narażone na zachorowanie. Prowadzić to może do wad wrodzonych u dziecka. I albo taka kobieta traci ciążę, albo dziecko rodzi się wieloma wadami lub z innymi uszkodzeniami, z którymi będzie się borykać do końca życia.

Rodzice antyszczepionkowcy mówią - jest to tylko moja decyzja, dotycząca mojego dziecka. To błędne rozumowanie?
Nie można mówić, że jest to tylko moja decyzja. Jest to decyzja wpływająca na życie innych.

Także na życie sąsiadki w ciąży, która wsiądzie do windy, w której wcześniej jechało nasze dziecko, będące w okresie wylęgania choroby, bez widocznych objawów. I ta kobieta nawet nie skojarzy tego faktu z dramatem, który zdeterminuje późniejsze życie jej i jej dziecka. Tego nieodpowiedzialni sąsiedzi też się nie dowiedzą.

 
Czy ograniczenia dla dzieci "nietkniętych igłą" w dostępie do publicznych żłobków i przedszkoli mogą zmienić nastawienia rodziców?
Jest to dobry trend, który widać już na całym świecie, także w wielu polskich miastach. Uważam, że alternatywą dla rodziców, którzy odmawiają szczepień dzieci, powinny być prywatne żłobki, przedszkola i szkoły. Osoby, nie uznające faktów, udowodnionych przez badania naukowe i stwarzające zagrożenie dla pozostałych obywateli, powininny ponosić koszty finansowe, edukując potomstwo w prywatnych placówkach. Z kolei osoby, które płacą podatki, powinny czuć się bezpiecznie w placówkach publicznych.
 
Epidemia koronawirusa sprawiła, że zapowiadane są poważne ograniczenia, np. w podróżach, dla osób, które nie będą miały zaświadczenia o szczepieniu na COVID-19. Tu jednak widać ogromne zainteresowanie szczepionkami, zwłaszcza u seniorów.
Ciekawa sprawa, że akurat seniorzy, którzy w mniejszym stopniu mają do czynienia z pseudonaukowymi teoriami, rozpowszechnianymi w Internecie ustawiają się w środku nocy w kolejkach do rejestracji na szczepienie. Dysonans między postawą  proszczepienną  seniorów, dla których COVID jest chorobą śmiertelną, a młodymi ludźmi kwestionującymi konieczność wszelkich szczepień jest ogromny.
 
Co można jeszcze zrobić, by powstrzymać spadek liczby szczepień u polskich dzieci?
Edukować, edukować i jeszcze raz edukować. Prowadzę obecnie szczepienia przeciw covidowi grupy zero, czyli szeroko pojętej grupy osób związanych z ochroną zdrowia.

Niektórych pytam, czy szczepili się przeciw grypie. Pada odpowiedź: nie, bo ja nie choruję. I wtedy im mówię: my nie szczepimy się dla siebie, ale dla naszych pacjentów! Okazuje się, że nikt wcześniej w ten sposób z nimi nie rozmawiał.

A to oznacza, że przed nami - lekarzami, jest wielkie zadanie wytłumaczenia pacjentom, na czym polega potrzeba szczepień i ryzyko związane z ich brakiem. Trzeba przekazać polskim obywatelom, że są częścią społeczeństwa i odpowiadają nie tylko za siebie i swoje dziecko, ale także za ludzi, wśród których żyją - za sąsiadów, ich dzieci, kolegów i koleżanki z klasy dziecka, ich rodziców, swoich krewnych i znajomych. Żeby jednak to zrobić, trzeba mieć jednak na to czas. Czas, którego niestety pediatrzy i lekarze pierwszego kontaktu nie mają.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Te produkty powodują cukrzycę u Polaków

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lubuskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto