Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Paradoks historii. Pomniki kata i ofiary obok siebie - wracamy do tematu kontrowersyjnego obelisku w Chartowie.

Renata Hryniewicz
W Krzeszycach trzy lata temu gmina postawiła pomnik... „Inki”. Kata i ofiarę dzieli jakieś 10 km
W Krzeszycach trzy lata temu gmina postawiła pomnik... „Inki”. Kata i ofiarę dzieli jakieś 10 km Gmina Krzeszyce
W Chartowie stoi obelisk, a na nim tablica z wygrawerowanymi nazwiskami spadochroniarzy, których zrzucono tu w 1944 r. Mieszkańcy czcili obelisk. Okazało się jednak, że jedno z nazwisk jeszcze raz zapisało się w historii. Ten „bohater” był też katem Danuty Siedzikównej ps. Inka.

Chartów, wioska w gminie Słońsk, w powiecie sulęcińskim. Jakiś kilometr od wsi, od 1984 r. stoi obelisk ku czci sześcioosobowej grupy spadochroniarzy Ludowego Wojska Polskiego. Są tutaj wygrawerowane ich nazwiska: podporucznik Czesław Szelachowski - dowódca, starszy sierżant Paweł Gałęziok - zastępca dowódcy, starszy sierżant Alojzy Mocura, sierżant Jan Cygan, plutonowy Walter Duda, kapral Franciszek Sawicki. 27 listopada 1944 r. zostali oni w Chartowie zrzuceni jako zwiadowcy. Przebrani w niemieckie mundury zdobywali i przekazywali cenne informacje dotyczące ruchów wojsk, stanu liczebnego, a nawet sił żołnierzy wroga.

Mieszkańcy przez 34 lata dbali o obelisk, nosili tam kwiaty, sprzątali. Raz w roku w rocznicę lądowania spadochroniarzy odbywały się tutaj uroczystości. Zjeżdżali się historycy, księża, władze gminy i powiatu, a także pojawiała się cała wioska. Tak było do listopada tego roku...

Czciliśmy mordercę?!

- To było zaraz po święcie 11 listopada, o którym rozmawialiśmy w pracy. Temat zszedł na nasz obelisk - mówi sołtys Chartowa Mariusz Skrzypnik. - Jeden z kolegów powiedział mi, że Franciszek Sawicki, jeden ze spadochroniarzy, rozstrzelał „Inkę”, sanitariuszkę antykomunistycznego podziemia. Nie wierzyłem. Ten z naszego obelisku? To niemożliwe!

Jednak nie dawało mu to spokoju do końca dnia pracy. Zaraz po powrocie przekazał informację rodzinie. Jego brat Krzysztof natychmiast udał się do Muzeum Dni Twierdzy w Kostrzynie. Tam się okazało, że to prawda. Franciszek Sawicki z tablicy obelisku to ten sam, który później był funkcjonariuszem UB i rozstrzelał słynną „Inkę”. - Rok temu przygotowywaliśmy się do inscenizacji przy obelisku. Jeden z pracowników, który wcielał się w żołnierza, zaczął szukać informacji o spadochroniarzach - mówi Ryszard Skałba, dyrektor muzeum. - To było krótko przed uroczystością. Nie powiedzieliśmy nic, bo wszystko było już przygotowane, to nie był czas i miejsce na takie informacje - dodaje.

Mieszkańcy Chartowa są wściekli. - Czciliśmy go jako bohatera. Składaliśmy tu wieńce, a teraz się okazało, że ten „bohater” później był mordercą - mówi mieszkanka wsi Janina Sobczak. - Gdy się o tym dowiedziałam, aż mi ciarki przeszły po skórze. Jak można takiego czcić? W tym roku, mimo że było wszystko przygotowane, zaproszenia wysłane, uroczystości nie było. Odwołaliśmy je...

Miała zaledwie 18 lat

Danuta Siedzikówna „Inka” urodziła się 3 września 1928 w Guszczewinie. Jako 15-latka wstąpiła do Armii Krajowej, gdzie odbyła szkolenie medyczne. Zgłosiła się na ochotnika do polskiego podziemnego wojska i przyjęła pseudonim Inka. Pierwszy raz została aresztowana w 1945 r. W czasie transportu do siedziby białostockiego UB została odbita przez patrol żołnierzy V Wileńskiej Brygady majora „Łupaszki”. Wstąpiła w jej szeregi. Do lipca 1946 r. uczestniczyła w akcjach przeciwko NKWD i UB. Aresztowana 20 lipca 1946 r. została umieszczona w gdańskim więzieniu. „Ince” zarzucono członkostwo w nielegalnej organizacji, nielegalne posiadanie broni, udział w napadach na funkcjonariuszy MO i UB, a także podżeganie do ich zabicia. Skazano ją na śmierć. I tutaj pojawia się postać dowódcy plutonu egzekucyjnego ppor. Franciszka Sawickiego (spadochroniarz z obelisku), który dobił ofiary egzekucji strzałem z pistoletu w głowę. Miał przy tym krzyknąć: „Nie chciała gadzina zdechnąć, trzeba ją dobić!”...

Czy to ten sam Sawicki, który wylądował w Chartowie? Na sto procent pewności jeszcze nie mamy (musi to potwierdzić IPN), ale 99 procent daje nam Piotr Szubarczyk z IPN w Gdańsku, który od wielu lat zajmuje się historią „Inki”. Napisał nawet o niej książkę.

- Franciszek Sawicki, który wykonał egzekucję na „Ince”, był spadochroniarzem. Służył w Gdańsku w informacji wojskowej, miał kontakty z więzieniem w Gdańsku, z wojewódzkim UB. I rzeczywiście był egzekutorem - mówi historyk. - Można powiedzieć, że na 99 proc. to ta sama osoba. Żeby jednak dodać ten 1 proc., trzeba sprawdzić każdy szczegół. Jest to dla mnie sensacyjna wiadomość i jeśli w stu procentach okaże się prawdziwa - to jest bomba. Wykorzystam ją w swoich publikacjach. Dziękuję „Gazecie Lubuskiej” za te informacje - dodaje.

Bohater czy kat?A może to i to?

Sprawa jest dość kontrowersyjna. - W mojej opinii należy rozdzielić sam fakt lądowania i działalności polskich żołnierzy na głębokim zapleczu nieprzyjaciela od ich późniejszych postaw i życiorysów - mówi dyrektor muzeum Ryszard Skałba. - Nie ulega wątpliwości, że wylądowanie kilkaset kilometrów za linią frontu na teren III Rzeszy w celu prowadzenia w warunkach zimowych działalności wywiadowczej w nieznanej okolicy i w jakże obcym i wrogim sobie środowisku było aktem bohaterstwa. Żołnierze byli każdego dnia narażeni na utratę życia, cierpieli zimno, głód i żyli w ciągłym strachu. To niewątpliwie zasługuje na uznanie. Nie zgodzę się z wyrażoną gdzieś opinią, że przygotowywali oni wówczas na tym terenie podłoże do wprowadzenia ustroju komunistycznego w Polsce. To twierdzenie nijak się nie broni. Byli kilkaset km za linią frontu, na terenie III Rzeszy w momencie, gdy nieznane były jeszcze granice powojennej Polski. Prowadzili działalność na rzecz walki z okupantem naszego kraju i nie ma dla mnie znaczenia, jaką formację wojskową wówczas reprezentowali - dodaje Skałba.

Dyrektor zaznacza, że nie ulega też żadnej wątpliwości, że późniejsze drogi i postawy życiowe niektórych zwiadowców z tej szóstki były mało chwalebne, a wręcz zbrodnicze i zasługujące na potępienie. Wymaga to jednak badań naukowych, a przynajmniej zaznajomienia się z dokumentami.

Inaczej twierdzi dr Dariusz Rymar, dyrektor Archiwum Państwowego w Gorzowie:

- Wcale mnie to nie dziwi. Spadochroniarze byli częścią wojska tworzonego na wschodzie przez polskich komunistów, którzy mieli tu plany stworzenia państwa w Polsce na wzór radziecki. Ci ludzie do końca wojny generalnie zajmowali się walką z Niemcami, a po wojnie niektórzy z nich, bo przecież mówimy o setkach tysięcy, stali się uczestnikami formacji zwalczającej podziemie. Nasza historia tak wygląda.

Sprawę skomentował także policjant pochodzący z Rzepina Paweł Besaraba, doktorant nauk humanistycznych Akademii Pomorskiej w Słupsku. Historia II wojny światowej to jego konik: - Pada nowe światło na lądowanie spadochroniarzy w grupach desantowych na tyłach wroga w roku 1944 r. Były to misje wręcz samobójcze. Dzisiaj można je ukazywać w najlepszych filmach wojennych. Z czym mógł się liczyć komandos, który zrzucony na tyły wroga miał prowadzić działania dywersyjne? Raczej z rychłą śmiercią „ku chwale ojczyzny” po wykonaniu swojego zadania, a często przed. Nie było dla nich litości. Schwytani przez wroga byli natychmiast rozstrzeliwani. Byli więc bohaterami. Ale... - przerywa Besaraba. - Nie ujmując im zasług i honorów, możemy jednak stwierdzić, że koleje losu jednego z nich są tak trudne do zrozumienia, aż można by powiedzieć, że nie warto o tym pisać. Ale fakt to fakt. Koleje losu jednego z dywersantów odmieniły się wraz ze zmianami politycznymi i ustrojowymi. Po tym, co zrobił, nie powinno się go czcić.

Obelisk - usunąć czy zostawić?
- Uważam, że głaz i tablica umieszczona na nim nie noszą znamion obiektu podlegającego pod zapisy ustawy o zakazie propagowania komunizmu. Jest to oznaczenie miejsca, w którym zaistniał historyczny fakt lądowania spadochroniarzy. Sama treść napisu na tablicy wyraźnie o tym mówi: „Miejsce lądowania grupy zwiadowców spadochronowych Armii Polskiej w dniu 27. XI. 1944 w składzie: (…)” - mówi dyrektor Skałba. - W mojej ocenie pomnik ten nie symbolizuje ani nie propaguje komunizmu i zamiast jego fizycznej likwidacji o wiele bardziej ciekawszym i sensownym rozwiązaniem byłoby ustawienie obok niego tablicy nakreślającej tło historyczne samego wydarzenia, jak i zawierającej informacje dotyczące późniejszych haniebnych czynów Sawickiego czy Szelachowskiego. To byłaby prawdziwa lekcja historii i powikłanych losów naszego narodu.

- Tego obelisku nie widziałem, ale jeśli tam jest nazwisko kata „Inki”, to na pewno dziś jest problem. Ja bym nie chciał takiego pomnika na swojej działce - mówi dr Rymar.

Na razie jeszcze nie wiadomo, co dalej z obeliskiem. Wójt Słońska Janusz Krzyśków nadal czeka na opinię IPN i decyzję wojewody Władysława Dajczaka. Wiosną wojewoda zbierał dane z gmin w sprawie ustalenia, jakie obiekty mogą potencjalnie podlegać przepisom ustawy o zakazie propagowania komunizmu lub innego ustroju totalitarnego przez nazwy jednostek organizacyjnych, jednostek pomocniczych gminy, budowli, obiektów i urządzeń użyteczności publicznej i pomniki. - Wskazana tablica nie została jak dotąd wskazana przez żaden podmiot i wojewoda nie posiadał informacji o jej istnieniu. Zostały podjęte działania w celu ustalenia, czy obiekt podlega obowiązkowi usunięcia w świetle przepisów ustawy. Jeżeli okoliczności się potwierdzą, wojewoda wyda decyzję w tej sprawie po zasięgnięciu opinii IPN - mówi Waldemar Gredka, dyrektor biura wojewody.

„Cuda nad Inką”
W Chartowie stoi obelisk, a 15 km dalej w Krzeszycach trzy lata temu gmina postawiła pomnik... „Inki”. Ofiarę i jej kata dzieli 10 min drogi. - Mnie już nic nie zdziwi jeśli chodzi o „Inkę”. Ja napisałem kiedyś taki artykuł „Cuda nad Inką”. Wymieniłem 10 tzw. zbiegów okoliczności. Zbieżność miejsc i to, o czym mówi „Gazeta Lubuska”, to jest jeszcze jeden z takich znaków. Może to się wyda głupie, ale mam wrażenie, jakby sama opatrzność nam pokazywała tę dziewczynę ciągle. Nic dziwnego, że są ludzie, którzy mówią o procesie beatyfikacyjnym - mówi Piotr Szubarczyk.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Dlaczego chleb podrożał? Ile zapłacimy za bochenek?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na slubice.naszemiasto.pl Nasze Miasto